Tegoroczna nowa inscenizacja ostatniego dzieła Richarda Wagnera na Festiwalu w Bayreuth rozgrywała się na dwóch poziomach: analogowym, czyli na scenie, oraz w wirtualnej projekcji, którą można było śledzić przez okulary typu AR (augmented reality). Dostosowano je do ostrości wzroku użytkowników, więc faktycznie rozszerzały pole widzenia. Niestety, koszt jednej pary takich okularów wynosi ponad 1000 dolarów, więc zamówiono tylko 330 par, podczas gdy widownia Festspielhaus liczy 2000 miejsc. Ta kosztowna innowacja nie spodobała się wszystkim. 

Amerykański reżyser Jay Scheib przeniósł charakterystyczne dla „Parsifala” symbole do wirtualnej rzeczywistości. Przed oczyma widzów krąży ranny łabędź trafiony strzałą, zawisa wycelowana w publiczność włócznia Klingsora i Graal w kształcie misy. Kiedy na scenie pojawia się cierpiący Amfortas, nad widownią szybują czerwone krwinki, jak meteoryty w kosmosie. Niewinność tytułowego bohatera obrazuje ogromna lilia, rozkwitająca na skałach, oraz baranki i białe gołębie. Atrybutami początkowo „złej” Kundry są pełzające w wirtualnej przestrzeni grzechotniki, których wizerunki zdobią także jej kostium. Oprócz tego nad widownią fruwają chmary owadów, których pojedyncze egzemplarze widać w powiększeniu, pojawiają się „gadające” trupie czaszki i pojedyncze ludzkie kończyny. Poniekąd atrakcyjny dodatek do spektaklu, serwowany jest jednak w nadmiarze i w trzecim akcie wywołuje  lekki przesyt. Koncentrując się na wirtualnej projekcji można przegapić ważne momenty na scenie. 

A tam pojawiają się uproszczone wersje powyższych symboli: rolę włóczni Klingsora gra wędrowny kostur, a święty Graal to kobaltowy, szmaragdowozielony kryształ. Symbol ten ma tu negatywne znaczenie, bo nawiązuje do nieludzkich warunków, w jakich pracują górnicy kopalni kobaltu w Kongo. W finałowej scenie III aktu Parsifal odsłania kryształ, po czym upuszcza go, rozbijając na kawałki. Pojawiają się też elementy naturalistyczne: otwarta, krwawiąca rana Amfortasa, albo Dziewczęta-Kwiaty Klingsora jako wampirzyce, które tuż przed przybyciem Parsifala „wypatroszają” innego śmiałka, na szczęście występujacego w postaci szmacianej kukły. W tej produkcji najważniejsza jest woda jako symbol życia, a przesłanie tej inscenizacji to ostrzeżenie przed ekologiczną katastrofą. Na początku III aktu, w warstwie wirtualnej pojawiają się aluzje do zmian klimatu (zgniecione plastikowe butelki, reklamówki i zużyte akumulatory) oraz do wojny w Ukrainie (wybuchające granaty i kałasznikowy). Po zniszczeniu Graala tytułowy bohater odczarowuje zatrutą wodę w basenie, w którym Amfortas zażywał leczniczych kąpieli. Basen ten zamienia się w chrzcielnicę, a Parsifal i Kundry wchodzą do niej, poddając się obrzędowi oczyszczenia i pojednania. Gurnemanz stojąc na brzegu, trzyma w ramionach swoją partnerkę, graną przez statystkę i bardzo podobną do Kundry. Scheib zamyka „Parsifala” amerykańskim „happy endem”: dwie zakochane pary łączą się, a wirtualny biały gołąb wzlatuje na tle zachodzącego słońca.   

Od stony wizualnej i aktorskiej najlepiej prezentuje się Kundry. W tym roku śpiewa tę partię Elīna Garanča na zmianę z Jekateriną Gubanową. Już sam kostium Kundry z kontrastowymi, czarno-białymi elementami pokazuje, że to kobieta pełna sprzeczności. Jej zagadkowe zachowanie w pierwszych scenach, próba uwiedzenia Parsifala, dramatyczne wyznanie winy i gotowość do służby w III akcie – w tym wszystkim widać wewnętrzną siłę i godność. W III akcie nie jest  schorowaną staruszką, lecz kobietą dojrzałą, wciąż jeszcze atrakcyjną i zdolną do miłości. Parsifal powraca do niej  niczym mityczny Odyseusz do Penelopy. 

Jedynie muzyczna strona przedstawienia nie budzi zastrzezeń; wręcz przeciwnie, wywołuje same zachwyty. Debiutujący w Bayreuth Pablo Heras-Casado prowadzi orkiestrę pewną ręką i z wyczuciem. Już sama uwertura jest porywająca. W gęstej tonacji As-dur rozbrzmiewają promiennie motyw Grala, motyw wiary i włóczni. Dzwony w I akcie są dostojne, a harfy w końcowych akordach subtelne. Pierwszy akt trwa zaledwie jedną godzinę i trzydzieści siedem minut. Słuchacz nie wyczuwa jednak pośpiechu, lecz prezycję, prostotę i przejrzystość, Można dosłownie brać oddech razem z solistami. Krytycy niemieccy są zgodni, że tak powinien brzmieć „Parsifal”. 

Wszyscy śpiewacy są wokalnie i technicznie doskonali, od tytułowego bohatera (Andreas Schager), na rycerzach Grala i giermkach skończywszy. Georg Zeppenfeld jako Gurnemanz jak zwykle zachwyca doskonałą dykcją. Schager śpiewa w I akcie prosto i oszczędnie, w drugim bardziej dramatycznie (zwłaszcza w scenach z Kundry), a w trzecim „kojąco”, z dużą ilością legato. Zastrzeżenia budzi tylko jego kostium, zupełnie nieadekwatny do postaci. W trzecim akcie Parsifal nie nosi „ponurej zbroi”, jak głosi libretto, lecz wygląda jak krasnoludek: cały na czerwono, w obszernych spodniach i bluzie z kapturem. Biorąc pod uwagę ekologiczny wydźwięk tej inscenizacji, można dopartywać się tu związku Parsifala z Gretą Thunberg. 

Mezzosopranistka Elīna Garanča, która debiutowała jako Kundry we Wiedniu, w Bayreuth urzeka ciemnym, mocnym głosem, który umiejętnie dozuje. Obecni na premierze niemieccy widzowie krytykują jej wymowę, ale ci, którzy oglądali późniejszą transmisję telewizyjną premiery, twierdzą, że jej dykcja była bez zarzutu. Interesujące postacie stworzyli Jordan Shanahan jako diaboliczny, choć nieco groteskowy Klingsor, w różowym garniturze i damskich pantoflach na obcasie, oraz Tobias Kehrer w roli Titurela. Wyrazisty aktorsko i wokalnie jest Derek Welton w roli Amfortasa, który oddaje cierpienia swojego bohatera z głębią pozbawioną patosu. Chór festiwalowy brzmi perfekcyjnie zarówno na scenie, jak i poza nią. 

„Patrz, mój synu, tu czas staje się przestrzenią” – mówi Gurnemanz do Parsifala oglądającego po raz pierwszy obrzęd odsłonięcia świętego Graala. Po obejrzeniu tej nowej produkcji w Bayreuth można śmiało dodać, że wirtualną przestrzenią. Czy ten kosztowny zabieg był potrzebny? Zdania na ten temat są podzielone. Po premierze wszyscy soliści, dyrygent i chór otrzymali gorące brawa, ale kiedy reżyser wraz z ekipą pojawił sie przed kurtyną, rozległo się tu i ówdzie niezadowolone buczenie. Ciekawe, czy były to głosy widzów, dla których zabrakło okularów, czy tych, którym nie spodobało się połączenie akcji scenicznej z wirtualną projekcją? Problem polega na tym, że okulary typu AR potrafią poszerzyć rzeczywistość, ale i zawęzić objętość portfela. Katharina Wagner stara się spełnić życzenie swojego wielkiego prapradziadka: „Kinder, schafft Neues!” (Dzieci, twórzcie/osiągajcie Nowe) i chce przyciągnąć do Bayreuth młodą widownię. Pytanie tylko, czy młodych ludzi będzie stać na bilety wstępu, których cena ma od przyszłego sezonu znacznie wzrosnąć? Najdroższe mają kosztować ponad 400 euro. 

Najlepszym sposobem na „odmłodzenie” publiczności Bayreuther Festspiele byłoby odnowienie współpracy z odbywającym się równolegle Festival junger Künstler Bayreuth. Umożliwiając uczestnikom tegoż festiwalu oglądanie przedstawień na Zielonym Wzgórzu, zyskałoby się nie tylko młodszych widzów, ale i nowych wagnerianów. Wiem o czym piszę, bo sama przeszłam tę drogę i dzięki temu zajmuję się twórczością Richarda Wagnera już dwadzieścia lat.   
Jolanta Łada-Zielke


0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *