Foto. Piotr Markowski
Maria Stachera: Panie Krzysztofie, w 2018 roku został Pan laureatem trzeciego miejsca na I Międzynarodowym Konkursie Chopinowskim na instrumentach historycznych. Jak od tamtego czasu zmieniło się Pana życie?
Krzysztof Książek: Wydaje mi się patrząc na to jak się rozwinęło moje życie artystyczne, to bym jednak bardziej taki punkt ciężkości dał na Konkurs Chopinowski w 2015 roku. Ten Konkurs Chopinowski na instrumentach historycznych umocnił moją pozycję. Ale jakoś nie widzę tego tak, że to się w 2018 r jakoś zmieniło. To był taki czas kiedy ja już grałem bardzo intensywnie. Na pewno ten w 2018r nie był jakąś taką cenzurą, że od tego czasu się to wszystko zaczęło. Nawet nie jest tak, że wtedy zacząłem więcej grać na tych instrumentach historycznych, bo chyba więcej grałem przed konkursem, niż po samym konkursie. Później były jakieś takie pojedyncze epizody.
W tym roku planowana jest druga edycja tego konkursu. Czy myśli Pan, że zyska on taki prestiż jak Konkurs Chopinowski na fortepianie współczesnym?
Krzysztof Książek: To chyba jest trochę niezależne od chęci Instytutu Fryderyka Chopina. Oczywiście super jest mieć dwie imprezy tej rangi, zawsze lepiej dwie niż jedną. Natomiast to zależy od tego jak rozwijać się będzie rynek gry na instrumentach historycznych. Jeżeli on będzie jakoś rósł w siłę to sam fakt, że ten konkurs już istniał i będzie kolejna edycja, to na pewno pomoże w jego rozwoju. Jeśli to zostanie na takim etapie jakim jest, to będzie ciekawa sprawa i wciąż rozwijająca. Ale nadal w takiej materii dość niszowej. Ponieważ o ile jeszcze to wykonawstwo historyczne jest coraz bardziej popularne, to jednak muzyka romantyczna na instrumentach historycznych jest wciąż taka incognitao, bo ci ,,dawniacy” nie do końca się tym zajmują. To znaczy oni zazwyczaj kończą na Schubrecie i to jest już najnowsze co grywają. Natomiast pianiści jeżeli sięgają faktycznie po tą muzykę romantyczną, to jednak zajmują się instrumentami współczesnymi. Mam wrażenie, że jeszcze dzięki działaniom Instytutu Chopina więcej muzyków w naszym kraju sięga po te instrumenty historyczne, ale patrząc tak globalnie to jest to wciąż taka rzecz bardzo niszowa w niszy.
Pani Agnieszko, Występuje Pani w trio fortepianowym, oraz w projektach kameralnych. Co Panią fascynuje w muzyce kameralnej?
Agnieszka Zahaczewska -Książek: Myślę, że dla mnie bardzo ciekawa jest w tym co robię różnorodność. Bo tak jak Pani wspomniała zajmuję się rożnymi gałęziami w tej kameralistyce. Gram rzeczywiście w Trio o tym samym składzie już od paru lat, gramy z Krzysiem w duecie fortepianowym. Pracuję też jako kameralista akompaniator ze skrzypkami, altowiolistami więc to jest jeszcze coś innego. To jest ciekawe, że mogę w różnych gałęziach tej kameralistyki się poruszać. Ale w ogóle w kameralistyce lubię to, że jest to bardzo rozwijająca dziedzina z tego względu, że nie wszystko w niej zależy od nas. Tych składowych jest dużo, ponieważ każdy instrumentalista coś od siebie wnosi. Dla mnie jest to możliwość rozwoju jako muzyka, oczywiście dużo się uczę grając np. z Krzysiem, który jest świetnym pianistą. Praca ze świetnym pianistą jest dla drugiego pianisty takim motorem do rozwoju. Ale bardzo dużo się uczę słuchając smyczkowców, mimo że my pianiści zupełnie inaczej tworzymy dźwięk niż smyczkowcy. To jednak jest to dla nas duża inspiracja, otwiera takie pole do poszukiwań, którego nie widzimy grając solo na fortepianie. Więc to jest dla mnie dawka inspiracji i możliwości rozwoju.
Lubię występować wspólnie na scenie, tworzyć muzykę dzielić się nią. Nie tylko z publicznością ale właśnie z muzykami. Jest dużo tych takich elementów, które czynią to ciekawym np. różnorodny repertuar.
Zwróciłam uwagę, że w Państwa duetach słychać wzajemną inspirację i na scenie dużo się dzieje.
Krzysztof: To jest chyba prostsze w kształtowaniu, jeżeli we dwoje na coś pracujemy i jest właśnie to sprzężenie zwrotne. Wystarczy dać niewiele ale przez to, że się coś jeszcze otrzyma, to jest ten efekt takiego budowania. Ponieważ ma się do tego cały czas jakieś nowe bodźce. To nie jest tak, że się zostaje gdzieś samemu i trzeba cały czas wypełnić sobą.
Agnieszka: Chyba źle by było gdyby w kameralistyce właśnie brakowało tego o czym Pani mówi, tej interakcji, ciągłego zaciekawienia tym co ktoś gra.
Skąd pomysł na projekt ,,Książek Piano Duo” czyli duety fortepianowe?
Krzysztof: Dzisiaj faktycznie będziemy grali na dwóch instrumentach. Dla tego, że z orkiestrą, co się dosyć rzadko zdarza. Ten duet fortepianowy to są takie dwie gałęzie, które są równoważne na dwie ręce i dwa fortepiany. Wymagają zupełnie różnych umiejętności. Gdzie indziej jest położona trudność w tych dziełach. Choć przeważnie jest tak, szczególnie jeżeli są spotkania duetu fortepianowego bardziej przygodne, że częściej spotyka się dwa fortepiany, bo to jest prostsze. Łatwiej jest się też przygotować w małej ilości czasu. Bo panuje się nad całym swoim instrumentem i da się to ćwiczyć samemu. Natomiast duetu czteroręcznego nie.
Agnieszka: Ale bardzo od siebie rożne duet na dwa fortepiany jest łatwiej przygotować finalnie, bo własne partie są bardziej rozbudowane i trudniejsze. Natomiast duet czteroręczny jest bardziej organiczny bo brzmi jak jeden instrument. Jest to dużo trudniejsze tak bym powiedziała, ponieważ musimy uruchomić jeden instrument tak jak to robimy grając samemu, tylko że muszą to zrobić dwie osoby. Ale musi to brzmieć tak jakby grała jedna, tylko taka potrafiąca dużo więcej ogarnąć. Musimy brzmieć jak jedność jak np. kwartet smyczkowy, który pracuje latami i musi mieć spójne brzmienie. Nie, że każdy podążą swoją ścieżką i jest świetny, tylko buduje się organiczne brzmienie. Szczególnie jest to ważne przy dziełach czteroręcznych. A skąd taki pomysł? Po prostu graliśmy tak bardzo dawno temu, jeszcze w czasach studenckich. Jako dodatkowy przedmiot kameralistyka i dobrze nam się grało, trochę repertuaru zrobiliśmy. Pograliśmy na cztery ręce i na dwa fortepiany, po latach wróciliśmy do tej formy.
Krzysztof: Też zauważyliśmy, że to jest jednak skład atrakcyjny dla publiczności i zazwyczaj się podoba. Jest dobry odbiór tego, właśnie może przez to, że między nami jest jakaś interakcja i ona się udziela słuchaczom.
Agnieszka: Nie jest też to powiedział bym często spotykane. Gdzieś tam ludzie kojarzą ,,Marka i Wacka” z historii duetów. Ale faktycznie jak już potem się wychodzi i prezentuje jakiś większy repertuar, to okazuje się że jest czego słuchać, że świat nie kończy się na powszechnie znanych ,,Wariacjach na temat Paganiniego” Lutosławskiego, który jest fantastycznym utworem.
Ten repertuar jest szeroki, można znaleźć dużo ciekawych pozycji na cztery ręce. Co jest też dla nas dobre bo np. ciężko jest znaleźć salę gdzie są dwa fortepiany równej jakości, żeby można było grywać koncerty. A sal z jednym fortepianem jest wiele i zdarza się nam tak, że gramy recital w całości na cztery ręce, bo takie są warunki. Ale to się zawsze podoba tak samo i odbiór jest bardzo dobry.
Fortepian jest dużym instrumentem i trochę przysłania pianistę. Jak jest jeden pianista to zauważyłam, że słuchacze koncentrują się na jednej osobie. A jak są dwa fortepiany i one zawsze stoją w samym centrum sceny. Czasami ciężko jest słuchaczowi skoncentrować się jednocześnie na dwóch osobach.
Agnieszka: To jest dystans jakiś tam, my też to czujemy, szczególnie jak ćwiczymy na mniejszych przestrzeniach i na krótszych instrumentach. A potem przyjeżdżamy do większej sali gdzie są dwa długie instrumenty i te 3 m nas dzielą, my to czujemy. Myślę, że są rożne rodzaje słuchaczy i ogarniania wzrokowo, każdy znajduje coś dla siebie, jeden zamyka oczy, inny śledzi koncertując się na którymś artyście.
Krzysztof: Mieliśmy ostatnio takie wrażenie, bo byliśmy na koncercie z Orkiestrą Akademii Muzycznej w Krakowie, grał fantastyczny duet Gil Garburg i Sivan Silver grali koncert Martinu na dwa fortepiany. To co było w nim niesamowitego to, to że my nie wiedzieliśmy czasami kto gra. Potrafili oni stworzyć jedno brzmienie, że ta przestrzeń nie miała znaczenia była jedna, ten dźwięk był u nich pośrodku. To nie były dwie osoby, które dają swoje rzeczy, tylko dźwięk w tym momencie kreowany, do nas dochodził jako jeden strumień dźwięku fortepianowego.
Dla czego wybrał Pan fortepian historyczny?
Krzysztof: Dla tego, że miałem taką możliwość, ta cała przygoda zaczęła się jeszcze przed Konkursem Chopinowskim, w 2015 r na Festiwalu Chopin i jego Europa. Dostałem propozycję zagrania, to nawet nie był cały recital tylko kawałek, w Bazylice św. Krzyża na Erardzie, bodaj że z lat 40-tych kolekcji NIFC. Nie miałem nic przeciwko, byłem bardzo ciekawy tego jak to będzie. Zazwyczaj się słyszy o tych instrumentach, ale rzadko ma się możliwość samemu ich dotknąć.
To był taki mój pierwszy kontakt i mi się spodobało, w jakimś sensie było to inspirujące, że ten dźwięk ma inną emisję i inaczej się rozchodzi w przestrzeni. Niby mówimy, że te instrumenty historyczne mają dużo mniejsze brzmienie, ale to brzmienie tak szybko nie wygasa. Rezonans tych instrumentów historycznych jest jednak dużo lepszy niż tego współczesnego. Mnie się to bardzo spodobało i potem życie stwarzało okazje, żeby na tych instrumentach właśnie grać. To że w pewnym momencie był pomysł i było wiadomo, że konkurs się odbędzie, to było naturalną koleją rzeczy, że skoro i tak to robię, nie jest mi to obce, to mogę wziąć w nim udział, toczyło się to bardzo naturalnie. Dostałem propozycję zagrania i mogłem z niej skorzystać. Dla mnie granie na fortepianie historycznym jest interesujące.
Słyszałam, że fortepian historyczny studiuje się oddzielnie od współczesnego. Jak to było w Pana przypadku?
Krzysztof: Nigdy nie studiowałem fortepianu historycznego, jestem samoukiem. Po prostu słucham tego co wychodzi mi spod palców i jakoś na to reaguję. Dla mnie to było zawsze bardzo naturalne, że ten efekt który jest i pewne dylematy wykonawcze: jaką mieć koncepcję dzieła i w którą stronę je poprowadzić, one na instrumentach historycznych schodzą zupełnie na drugi plan.
Ponieważ pewne rzeczy są niemożliwe do wykonania, tych opcji robi się dużo mniej i nawet np. prowadzenie narracji jest dużo bardziej oczywiste, bo inaczej się nie da i nie ma o czym gadać.
Takie jest moje odczucie. Prawdą jest, że w Polsce są ograniczone możliwości studiowania, znaczy są studia historyczne na poszczególnych uczelniach i coraz więcej chce je otwierać jako kierunek. Natomiast wszystko się rozbija o ilość instrumentów, uczelnia zazwyczaj posiada jeden, góra dwa instrumenty historyczne. A żeby studiowanie tych instrumentów miało sens musi być ich więcej. Ponieważ mechanika ich działania się bardzo szybko zmieniała.
Agnieszka: Jeszcze mam wrażenie, że dużo osób, które grają na instrumentach historycznych, są to pianiści którzy się w tym specjalizują, oni grają też dużo na instrumentach wcześniejszych.
To co Krzysiu wspomniał o tym romantyzmie w repertuarze Chopina i Schumana to są troszkę późniejsze dzieła. Natomiast, pianiści którzy kształcą się w tym kierunku, a wcześniej kiedy nie było to możliwe kształcili się na zachodzie w krajach Niderlandzkich, bo tam jest ten nurt rozwinięty, oni dużo uwagi poświęcają dziełom Mozarta, Beethovena i fortepianom wcześniejszym. Granie Chopina na tych instrumentach nie miało racji bytu.
Krzysztof: Na tych instrumentach grają często ludzie, którzy są np. jednocześnie klawesynistami. Mają tę bazę, że oni od klawesynu przechodzą do tych coraz nowszych instrumentów. A nie cofają się i grają na coraz to starszych instrumentach. W ogóle to są tak myślę dwa sposoby podchodzenia do tego, albo ktoś idzie od tych starszych do coraz nowszych, albo od tych współczesnych się zagłębia w coraz to inne. Naprawdę ta różnica między instrumentami z 1840 r, a współczesnymi jest dość spora, ale nie jest jakaś gigantyczna. Dużo większa różnica będzie między fortepianem z 1840 a 1810r niż między z 1840 a 1940r. Ten postęp który był wtedy jest niewielki.
Agnieszka: Od pewnego czasu jest jedna mechanika, którą się rozwija, ulepsza czy wzmacnia głośność dźwięku. Ale mechanika zostaje ta sama. To jest okres dużego eksperymentowania, ale też zmieniania mechaniki.
Krzysztof: Był czas w którym były dwie szkoły: mechanika angielska i mechanika wiedeńska, one ze sobą trochę nie korespondowały. Były to dwa zupełnie odrębne światy. Dzisiaj myśmy zostali gdzieś tam w potomkach mechaniki angielskiej. Można powiedzieć, że to co w latach dwudziestych XIX wieku zostało już udoskonalone przez Erarda, to w jakiejś formie bazują na tym dzisiejsze fortepiany. Poszczególne elementy się zmieniły, ale już sama filozofia tego jak ten dźwięk czysto mechanicznie jest wydobywany, została. Więc od tego czasu te różnice są już mniejsze, są bardziej w brzmieniu niż w sposobie wydobywania dźwięku.
Jakich kompozytorów lubi Pani wykonywać?
Agnieszka: Chyba dla mnie najważniejsze jest to żeby móc wykonywać różnych kompozytorów. Bo czasami mam takie okresy, że to się nałoży i jakoś się poruszam w podobnym nurcie, bo nam duet owo się tak ułoży i studenci grają taki repertuar, w trio gram podobny, np. już mnie przytłacza poruszanie się w jednej muzyce. Ważna jest dla mnie zmienność, przez co ciężko mi powiedzieć, których kompozytorów lubię najbardziej wykonywać. Ponieważ to wszystko zależy trochę od nastroju, od moich wizji w jakimś czasie, tego czym się zajmuję na około np. dobrze się czuję w muzyce romantycznej, zawsze tak było i w solowej oraz kameralnej, więc np. gram Rachmaninowa i dobrze się w tym odnajduję. Czy tak samo jakieś solowe rzeczy gdzieś grałam, czy gram to najczęściej po nie sięgam. Ale właśnie czasem jest tak, że już tego jest za dużo, to potem zagranie Ravela czy XX- wiecznych dzieł Schuberta, jest takim ożywczym impulsem. Ciężko mi powiedzieć co konkretnie, różne rzeczy, Chopina mi się zawsze dobrze grało solo. Teraz bierzemy na warsztat Koncert fortepianowy, graliśmy Wariacje na cztery ręce ale to nie jest jakiś szczyt chopinowskiej twórczości. Mówię o takich solowych utworach, które zawsze dobrze mi się grało. Trio Chopina teraz gram, jest ono wymagające od pianisty ale dobrze się czuję w tej muzyce. Bardzo lubię Schuberta, Brahmsa ale musi być jakaś zmienność i chyba to jest najlepsze. Może są tacy kompozytorzy za którymi jakoś nie przepadam, przez których twórczość nigdy się nie potrafię przebić, bo nie znajduję w niej nic dla siebie. Nawet nie koniecznie to dotyczy tego repertuaru w którym ja się poruszam. Jest na tyle muzyki innych kompozytorów, których lubię że nie muszę się zajmować tym co mnie nie pociąga.
Krzysztof: Czasami jest tak, że pracując nad czymś, coś się wydaje na początku niekoniecznie ciekawe, ale potem zaskakuje, że jak się gra to jest jednak inny odbiór niż jak się tego słuchało.
Agnieszka: Szczególnie jest tak z utworami, których nie zna się bardzo dobrze, ale pada propozycja że możemy to zagrać. Miałam tak z ,,Trio” Malewskiego, że gdzieś je wcześniej słyszałam i miałam wrażenie że to całkiem dobry utwór, ale się w niego nie zagłębiałam. Potem był taki czas, że o nim zapomniałam i pojawił się pomysł że może to zagram, bo akurat nam to będzie pasowało do projektu. Przesłuchałam je parę razy i tak myślę jejku nie wiem. Potem zaczęliśmy pracować nad tym utworem, nagraliśmy go na płytę, która będzie miał niedługo premierę. Im więcej go grałam tym bardziej mnie interesował, nie jest to najprostsza muzyka zarówno do słuchania jak i grania, ale jest się czym w niej zająć.
Krzysztof: Nigdy nie grałem czegoś co by mnie ,,bolało”. Zawsze to jest tak, że gdzieś się człowiek przekonuje z jednej strony trochę musi. Tak naprawdę nie da się grać czegoś co jest nie ciekawe i co się uważa że jest złe. Mnie się nie zdarzyło.
Agnieszka: Wiadomo, że czasami się gra takie rzeczy, że o latami mi się to marzyło i teraz mogę to zagrać. Takie rzeczy też grałam.
Krzysztof: Czasami jest tak, że latami mi się marzyło, teraz wreszcie gram i mi się źle gra w tym momencie. Potem to mija.
Agnieszka: Ale tak samo jest z takimi rzeczami, to co Pani mówiła o tej chemii, że odnajduje się z tym utworem świetnie. A potem mamy takie utwory, które uwielbiamy ale jak już się gra je za często to też jest czasami taki przesyt. Jest też taka muzyka, którą nie koniecznie gram ale lubię słuchać jakieś dzieła symfoniczne.
Krzysztof: To jest umiejętność znalezienia takiego balansu i jakiegoś dystansu, ponieważ często wykonuje się te same dzieła. Trzeba umieć je w pewnym momencie posłuchać z zewnątrz, albo czymś innym się w nich zająć. Należy patrzeć na nie obiektywnie, że już odrzucę to co potrafię modelować na rożne sposoby, ale tego posłucham, z dystansem. Potrafi być to ożywcze i coś nowego pokazać w utworze. Może jakbyś grała dzieła symfoniczne albo miała zadyrygować.
Agnieszka: To bym polubiła Wagnera. Z tym jest tak jak czasami słyszę z książkami, że jest dużo literatury świetnej i wartościowej, że jak ta książka ci się nie podoba to ja odłóż. Jest wiele innych, którymi można się zająć. Na coś takiego sobie pozwalam i nie zajmuje się rzeczami, które słucham i do mnie nie przemawiają. A z drugiej strony jest wiele utworów których nie znam i cały czas pozostają do odkrycia. Te które mi w tym momencie się nie podobają zostawiam sobie, może kiedyś usłyszę inne nagranie, ktoś mnie zainspiruje, na jakimś koncercie usłyszę nowe spojrzenie. Albo po prostu przejem się tym co gram teraz, że ktoś inny minie będzie pociągał. Może przyjdzie taki czas, że się zachwycę Wagnerem czy Brucknerem. Ale puki co jest tyle literatury, która sprawia mi przyjemność, a nie mam czasu żeby tego wszystkiego posłuchać. Więc sięgam po to co mi sprawia przyjemność. Nie muszę słuchać tylko dla tego, żeby spełnić jakiś obowiązek znajomości dzieła.
To jest fajne w naszej pracy, że do jakiegoś stopnia mamy możliwość wyboru z kim i nad czym pracujemy.
Agnieszka: Tak nie musimy się zmuszać. Czasem jest tak, że ktoś tam by coś chciał na recitalu, ale rzadko jest to jakieś konkretne dzieło. Chyba, że w przypadku pracy z orkiestrą. Ale zazwyczaj mamy dowolność. Staramy się układać ten program tak, żeby pokazywać to co mamy najlepsze i co czujemy.
Krzysztof: No tak, czasem na jakimś konkursie jak są konkretne grupy z których trzeba coś wybrać. Ale też żeby to dla nas nie było męczące, że przygotowując recital wpadamy w taką jedną stylistykę. Wiemy, że mamy przygotować półtorej godzinny program w jednym sosie i będziemy się musieli w tym jakoś poruszać.
Myślę, że takie poruszanie się w jednym stylu, też jest nudne dla słuchacza.
Agnieszka: Mnie zawsze fascynują tacy zagorzali fani Konkursu Chopinowskiego, którzy przyjeżdżają i potrafią słuchać. Podziwiam to oczywiście, inaczej jest jak ktoś nie gra to może ma do tego inne podejście. Ale to dla mnie było zawsze fascynujące, a szczególnie tacy którzy w ogóle zawodowo nie mają z tym nic wspólnego. Nie są krytykami, że gdzieś z tego piszą jakieś recenzje czy reportaże. Tylko są ludzie w stanie przyjechać z drugiego końca świata, po to żeby słuchać Chopina przez trzy tygodnie od rana do nocy.
Krzysztof: Generalnie tych samych utworów. Ponieważ program jest ograniczony.
Panie Krzysztofie oprócz Akademii Muzycznej w Bydgoszczy ukończył Pan również studia w Hochschule fur Music, Theater und Medien w Hanowerze. Pani Agnieszka zaś studia w Graz, w Austrii. Czym różnią się studia zagranicą od naszych?
Krzysztof: Jeszcze nie ukończyłem. To jest zabawne bo jest to zupełnie inny program studiów niż u nas. Studia które robię w Hannoverze to są studia podyplomowe. Mam tam lekcje z profesorem, nie mam żadnych przedmiotów. Natomiast w naszym systemie odpowiadają doktoratowi, bo w Niemczech nie ma takiej mody, że muzycy piszą doktoraty. Generalnie muzycy grają, a teoretycy piszą prace. Więc w wymiarze praktycznym to jest bardziej równoważne naszemu doktoratowi. Studia polegają na spotkaniach z samym profesem fortepianu. Więc myślę, że to nie jest jakieś odkrywcze. Nie potrafię porównać samego sposobu studiowania, bo nie studiowałem tam licencjatu ani magisterki. Studia na więcej niż jednej uczelni, wynikają z jakiejś wewnętrznej potrzeby, tego że muzyk lubi gdy go ktoś słucha. Praca z innym pedagogiem jest zawsze rozwijającą. Każdy coś wnosi w nasze życie, ma inny styl pracy i sposób mówienia, patrzenia na muzykę. Potrafi czymś innym nas zainspirować, myślę że jako muzycy mamy taką potrzebę kontaktu z kimś innym.
Agnieszka: Zawsze tak jest, studiuję z Trio w Austrii. Nie robimy tego bo chcemy sobie postudiować na zagranicznej uczelni. Tylko dla tego, że potrzebujemy inspiracji, pracy z kimś w naszym przypadku z profesorem kameralistyki, który dba o nasz rozwój.
Krzysztof: Wybierając uczelnię muzyczną w przypadku instrumentalisty, idzie się do konkretnego pedagoga. Nie wyobrażam sobie żeby zdawać na uczelnię bo mi się np. rynek w Krakowie podoba. Ten kontakt bardzo intymny z pedagogiem instrumentu czy zespołu jest czymś niespotykanym i ciężko jest to robić w ciemno.
Agnieszka: Oczywiście są też możliwości różnych kursów, gdzie też się jeździ i spotyka innych wykładowców.
Krzysztof: Wiadomo im jest się starszym tym ta praca inaczej wygląda, spotkania są coraz rzadsze. Czasami w krótkim odstępie czasu pracuje się z dwoma osobami i one mówią coś z pozoru sprzecznego. A tak naprawdę to nie jest sprzeczne tylko być może nasza gra już się zdarzyła za bardzo zmienić, albo ktoś stawia akcent na coś innego. Nie znam nikogo kto by żałował, że wyjechał na rok lub dwa. Czy to był wyjazd na wymianę, czy kolejne studia. Zawsze to jest z jakąś korzyścią.
Agnieszka: Czasami mówią coś sprzecznego ze sobą, ale najlepsze jest to, że każdy ma trochę racji. Wśród muzyków jak się popatrzy w życiorysy to ci, którzy grają w wymiarze praktycznym, większość z nich gdzieś się ruszyła. W rożnej formie ale zawsze są to jakieś nowe kontakty, świeże spojrzenie na muzykę.
W marcu tego roku premierę miała Pana najnowsza płyta. Co na niej usłyszymy i skąd pomysł w repertuarze na utwór chińskiego kompozytora ?
Krzysztof: Na tej płycie znalazły się kompozycje Chopina: Mazurki op.6, Rondo Es-dur op.16, Barkarola Fis-dur, Nokturn H-dur op.62, Sonata h-moll. A także utwór kompozytora chińskiego Yang Yao ,,Bihuang”, który jest taką fantazją na motywach z Berging Opera. Pomysł na ten utwór wynikł z projektu, którego częścią jest ta płyta czyli Dnia Polskiego organizowanego przez Polski Komitet Olimpijski podczas Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Pekinie. Ta inicjatywa istnieje już od kilku lat. Natomiast w związku z tym, że te igrzyska odbywały się w rygorze pandemicznym, nie było możliwości zagrania na miejscu koncertu dla zgromadzonych gości. Więc jednym elementem było nagranie recitalu i udostępnienie chińskiej publiczności na tym ich tweetwoku. Drugą częścią projektu była rejestracja tego materiału oraz ,,Sonaty h-moll” na płytę. Przez co było nad nią trochę więcej pracy, powstała ona dzięki PEKO-lowi, który to zainicjował i sfinansował. Płyta była prezentem dla innych uczestników rozesłanym w marcu na zakończenie olimpiady. Taka cała otoczka była do tego, z stąd ten utwór chiński, jako ukłon w stronę chińskiej publiczności, której był dedykowany recital. Szczerze mówiąc nie znałem tego kompozytora wcześniej.
Jak zastanawialiśmy się nad repertuarem, to grałem jakiś jeden chiński utwór i zaproponowałem że mogę go zagrać. Jednak odbiór był taki, że to jest bardzo znany kompozytor, ale trudny w odbiorze.
Natomiast utwór, który nagrałem jest prostszy a zarazem efektowny i wpadający w ucho. Nieskomplikowany do słuchania i dla tego go nagrałem.
Czy planuje Pani projekt solowy?
Agnieszka: W tym momencie solowo dużo nie gram. W najbliższym czasie z tydzień gram recital w Muzeum Chopina w Warszawie. W ramach tej inicjatywy w Soboty i w Niedziele odbywają się recitale półgodzinne, jedne po drugim o 17 i 18, one są dla gości zwiedzających muzeum. W tych dniach kupując jeden bilet można zwiedzić muzeum i posłuchać recitalu. Akurat biorę w tym udział, w przyszły weekend gram recital w Warszawie. W zeszłym roku również brałam udział w tym projekcie, wtedy był to jeden dzień, teraz są to łącznie cztery recitale. Zobaczymy staram się wykorzystywać możliwości, które się pojawiają. Ale na pewno nie jest to taka działalność typowo solowa w postaci dużych koncertów. Ponieważ zdecydowałam się iść w stronę kameralistyki i nie mam na to czasu, przestrzeni i też lepiej czuję się na scenie kameralnie. Wracam raz na jakiś czas do grania solowego, to też jest dla mnie ważne, żeby jednak mieć własną przestrzeń.
Ale zobaczymy jak to się będzie układać, bo są takie projekty gdzie możemy grać pół recitalu solo a potem na cztery ręce. Zazwyczaj w takich miejscach gdzie koncert opiera się na jednym fortepianie. Myślę, że jak takie okazje gdzieś będą, to jak najbardziej z tego skorzystam, ale w wymiarze sporadycznym. Możliwe, że coś w tym roku uda się zagrać, takie rzeczy się na bieżąco ważą, gdzie jaki koncert się odbędzie, czy będzie dofinansowanie czy nie. Ale to będzie już dla mnie taka dodatkowa działalność. Aczkolwiek jak jest to myślę, że dobrze że jest, bo to zawsze mnie rozwija. Tak jak dla solistów granie kameralne jest rozwijające, spotkania z kimś, to dla kogoś kto gra głównie duety granie jako solista jest rozwijające.
Jakie mają Państwo plany na przyszłość i gdzie będzie można Państwa usłyszeć w najbliższym czasie?
Krzysztof: Jeszcze jest parę projektów, które nie wiadomo czy się odbędą. A potem już po wakacjach gramy recital w Prochowie, recital Chopinowski w Kościele w którym Chopin był chrzczony, tam co weekend odbywać się będą recitale i mamy dwa razy wystąpić. Będziemy też grali na Festiwalu Muzyki Romantycznej w Warszawie, organizowanym przez Stowarzyszenie Ludwika van Beethovena we wrześniu, wtedy wystąpimy też w Starachowicach, prawdopodobnie będzie to powiązane z tym festiwalem. W przyszłym sezonie gramy recital w Filharmoniach w Krakowie i we Wrocławiu.
Dziękuję za rozmowę!
Książek Piano Duo
Zespół założony w 2012 roku przez Agnieszkę Zahaczewską-Książek i Krzysztofa Książka. Muzycy rozpoczęli współpracę pod okiem dr hab. Sławomira Cierpika w czasie studiów na Akademii Muzycznej w Krakowie, później pracowali także pod kierunkiem prof. Marii Szwajger-Kułakowskiej i Arie Vardiego. Wspólnie koncertowali w wielu miejscach w Polsce i za granicą (Szwajcaria, Francja, Wielka Brytania, RPA). W 2019 r. duet zdobył II nagrodę i nagrodę specjalną za najlepsze wykonanie dzieł Schuberta na XXI Międzynarodowym Konkursie Duetów Fortepianowych im. F. Schuberta w Jeseniku oraz tytuł finalisty i nagrodę specjalną na III Międzynarodowym Konkursie Duetów Fortepianowych im. Suzany Szӧrenyi w Bukareszcie. W 2020 roku ukazała się płyta (DUX 1720) z suitami na dwa fortepiany Areńskiego i Rachmaninowa. W 2021 roku zostali zwycięzcami II Międzynarodowego Konkursu Muzyki Polskiej im. Stanisława Moniuszki w Rzeszowie, w kategorii zespoły kameralne. Laureaci programu stypendialnego „Młoda Polska”.
0 komentarzy