Pięć dni minęło od ogłoszenia wyników XVIII Konkursu Chopinowskiego. Emocje stopniowo opadają, ale mały niesmak pozostał.

Zapewne każdy z obserwatorów konkursowych zmagań miał inną wizję ostatecznego podziału nagród, a nie jest to zjawiskiem wyjątkowym – każdy z nas słucha muzyki nieco inaczej, czego innego oczekuje, woli inny typ ekspresji artystycznej. A więc te akurat różnice poglądowe nie są niczym bulwersującym, można z nich nawet wyciągnąć pozytywny wniosek – to, jak wiele różnych interpretacji muzyki Chopina jest w stanie znaleźć entuzjastycznych odbiorców świadczy o szczęśliwym odwrocie od owego mitycznego idiomu chopinowskiego, o którym dużo się niegdyś mówiło, co niekoniecznie równało się sprecyzowaniu, w czym tak konkretnie ów idiom sięprzejawia, poza szumem wierzb i mazurkowym hołubcem. Muzyka Chopina może być bliska każdemu wykonawcy i słuchaczowi świata podobnie, jak muzyka Mozarta czy Beethovena – tak samo niewybaczalne jest zagranie Chopina w stylu Rachmaninowa, jak Schuberta czy Schumanna.Czyli – trzymanie się określonej estetyki brzmieniowej jest już aktualnie status quo interpretacyjnym, z niewielkimi odchyleniami od przyjętej normy – tak jak to się ma w wykonawstwie ogólnie rzecz biorąc, zważywszy na znaczny w ostatnich czasach postęp w stanie badań nad twórczością wszelaką.

Wszechobecny płacz nad przegranymi – paradoksalnie może im przysporzyć znacznie więcej korzyści: atmosfera skandalu jest znacznie skuteczniejszym narzędziem marketingowym, niż kolejny etap czy dalsza nagroda bądź wyróżnienie. Jednak trudno mi zaakceptować opinie, wypowiadane przez obecne w telewizyjnym studiu konkursowym autorytety chociażby na temat pianistyki Evy Gevorgian: wymaganie od pianisty uśmiechania się w czasie grania trąci zejściem w poziom telewizyjnych talent show, notabene – Eva Gevorgian zaiste uśmiechała się tam, gdzie pozwalała na to muzyka, jej mimika była – moim zdaniem – absolutnie adekwatna do emocji w dźwiękach; młody wiek pianistki – Krystian Zimerman wygrywając Konkurs był zaledwie rok od niej starszy, nie zaszkodziło to ani jemu, ani Konkursowi; wspomnienia nie zawsze pochlebne o profesorce Evy – chwała jej za to, że potrafi tak prowadzić wielki talent, no cóż, zazdrość zapewne czują co poniektórzy; „księżniczka lodu” – no błagam Państwa…

Eva wyjeżdża z Konkursu bez nagrody – trudno polemizować z werdyktem Jury zważywszy na fakt, że poruszamy się w zakresie wartości niemierzalnych. Całe szczęście każdy z laureatów był „jakiś” w pozytywnym znaczeniu tego słowa, a więc ta dyskusja toczy się wyłącznie w sferze gustów odbiorców. A – zważywszy na skalę talentu, doświadczenia wykonawczego Gevorgian i wspomniany już element marketingowy – brak nagrody z pewnością jej nie zaszkodzi.

Z kolei bulwersująca dla mnie jest treść wypowiedzi Przewodniczącej Jury dla Gazety Wyborczej, w której możemy odnaleźć stwierdzenie, że znakomity skądinąd pianista z Wrocławia – Piotr Alexewicz według Pani Przewodniczącej chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, jak należy być przygotowanym na Konkurs Chopinowski, a – co warte zauważenia – według Pani Przewodniczącej w jej macierzystej uczelni (Akademii Muzycznej w Bydgoszczy) ta świadomość jest dużo wyższa. Czyli żeby grać w finale w Konkursie Chopinowskim należy przenieść się do Bydgoszczy? Znacznie dalej idące wnioski można wyciągnąć z lektury tego wywiadu, aż strachpomyśleć. Usiłuję sobie przypomnieć, czy podobne słowa kiedykolwiek padły z ust prof. Andrzeja Jasińskiego związanego z katowicką uczelnią – wieloletniego guru polskiej pianistyki i „chopinistyki”…

Cieszy absolutny brak wątpliwości co do zwycięzcy Konkursu – Bruce Liu we wszystkich wzbudził podziw i entuzjazm, to dobrze nie tylko dla niego samego, ale przede wszystkim dla imprezy – jak pokazała przeszłość, niedobrym zjawiskiem są wątpliwości dotyczące osoby zdobywcy I nagrody. Brak części nagród specjalnych – laureatom to już nie zaszkodzi, co innego Jury…

Wykonania na koncertach laureatów – każdy, kto kiedykolwiek uczestniczył w dużym konkursie wykonawczym wie, że koncert laureatów to „dożynki” kondycyjne. Więc chwała dla tych młodych ludzi, że zasadniczo nie schodzili poniżej swojego poziomu.

W przeciwieństwie do autorytetów w studiu telewizyjnym, nasi dziennikarze i krytycy muzycznizdobyli (po raz kolejny) moje serce. Najwyższy poziom wypowiedzi to rzecz oczywista, wiedza i umiejętność diagnozowania zagadnień wykonawczych – chylę czoła. My, instrumentaliści, możemy się od Was, dziennikarzy, uczyć jak powinno wyglądać podejście do muzyki, a nie odwoływać się nieustannie do pojęcia „temperament”, tak chętnie nadużywanego, a stanowiącego w przypadku wykształconego wykonawcy odwrót w kierunku muzycznych atawizmów.

Hanna Holeksa

Kategorie: Relacje

0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *