Późnym wieczorem, 7. października, po 5 dniach przesłuchań pierwszego etapu XVIII Międzynarodowego Konkursu im. Fryderyka Chopina w Warszawie, poznaliśmy nazwiska pianistów zakwalifikowanych do II etapu. Chcąc podsumować te kilka minionych dni oraz ich rezultat, warto przytoczyć wypowiedź Przewodniczącej jury, prof. Katarzyny Popowej-Zydroń: „Byłam smutna, bo poziom był naprawdę tak wysoki, i naprawdę było przykro, że nie możemy co najmniej jeszcze dwudziestu osób posłuchać. Bo konkurs musi mieć swoje ramy, nie może trwać dwa miesiące. (…) To nie jest tylko moje odczucie. Wszyscy Jurorzy strasznie żałowali, że muszą dokonać takiego wyboru.”

Uczestnicy I etapu zostali wybrani na podstawie dwuetapowych eliminacji. Z ponad 500 zgłoszonych artystów, tylko 87 zostało dopuszczonych do I etapu Konkursu Chopinowskiego. Taka selekcja już gwarantuje niezwykle wysoki poziom, a w tym roku jakość przygotowania uczestników nawet przewyższyła oczekiwania. Można zadać sobie pytanie, na jakiej podstawie w takiej sytuacji jury ma podejmować decyzje. Większość występów nie dawała wielu podwodów do zarzutów. Głównym czynnikiem motywującym decyzje komisji musiał zatem być gust i indywidualne poczucie estetyki. Nawet, jeżeli uczestnikom zdarzały się uchybienia, bo przecież są ludźmi i mają swoje gorsze i lepsze dni, to były to w przeważającej większości bardzo drobne błędy. To, który członek komisji uzna daną usterkę za wykluczającą, także, przy takim poziomie, jest już kwestią gustu. Czy w takim razie możemy mówić o sprawiedliwości?
Podczas podsumowania I etapu w Programie 2 Polskiego Radia poruszona została jeszcze jedna interesująca kwestia dotycząca sposobu wyłaniania uczestników kolejnych etapów: czy dotychczasowy dorobek artysty powinien mieć znaczenie przy ocenianiu występu konkursowego. Padło pytanie, czy uczestnik mający na koncie wiele prestiżowych nagród i słynący ze swojego wysokiego poziomu artystycznego, nie powinien, w razie trochę gorszego występu, dostać od jury pewnego kredytu zaufania. Zdania na ten temat są podzielone. Myślę jednak, że gdyby taka metoda weszła w życie, to konkursy po prostu nie miałyby sensu. Co więcej znudziłyby publiczność, a także samych artystów, bo ktoś, kto kilka razy wygrał, byłby już „skazany” na większe powodzenie, z kolei jedna porażka generowałaby falę złych zdarzeń. A przecież nic nie cieszy publiczności tak, jak element zaskoczenia. Artyści także ewoluują, dojrzewają, eksperymentują i w ciągu kilku lat możliwa jest zmiana poziomu wykonawstwa zarówno w dobrą, jak i w złą stronę. Poza tym chyba każdy pianista zdaje sobie sprawę, że udział w konkursie wiąże się z pewnym ryzykiem: gorszej dyspozycji dnia, lepszej dyspozycji dnia u innych, a także właściwie z brakiem możliwości całkiem obiektywnej oceny w tak niewymiernej dyscyplinie, jaką jest pianistyka, zwłaszcza ta na najwyższym poziomie.
Tegoroczny werdykt jury Konkursu Chopinowskiego po I etapie pokazuje, że niektórzy laureaci najbardziej prestiżowych konkursów związanych z muzyką Chopina, jednak tego kredytu zaufania nie dostali. Piotr Pawlak, laureat II nagrody na Ogólnopolskim Konkursie Chopinowskim oraz zwycięzca Międzynarodowego Konkursu Chopinowskiego w Darmstadt (uczestnik zwolniony z udziału w eliminacjach posiadając aż dwie z upoważniających do tego nagród), a także Aleksandra Świgut, laureatka II Nagrody na I Międzynarodowym Konkursie Chopinowskim na Instrumentach Historycznych w Warszawie, muszą pożegnać się z konkursem. Szczególnie brak Aleksandry Świgut wśród uczestników drugiego etapu poruszył publiczność, co wywołało falę komentarzy w mediach społecznościowych i prasie. I mimo, że faktycznie w przypadku obojga pianistów wystąpiła chyba ta nieszczęsna, bezlitosna gorsza dyspozycja dnia, to słuchacze byli ciekawi ich kolejnych propozycji artystycznych.
Kredyt zaufania, chociaż poparty wspaniałymi występami w pierwszym etapie, dostali natomiast wszyscy finaliści dwóch poprzednich edycji Konkursu Chopinowskiego, którzy postawili na szali swoją reputację i zaryzykowali ponowny udział, a są to: Aimi Kobayashi, Georgijs Osokins i Szymon Nehring (finaliści z 2015 roku) oraz Nikolay Khozyainov (finalista z 2010 roku). W wielkim stylu powróciła na także po 11 latach Leonora Armellini, która jako osiemnastolatka weszła w 2010 roku do III etapu Konkursu Chopinowskiego. W tym roku pokazała niezwykłą dojrzałość artystyczną, chociaż świeżość i pogodę, a także ognistość włoskiego temperamentu na szczęście zachowała.

Takich powrotów na Konkurs Chopinowski po latach jest więcej, ale jednemu warto poświęcić szczególną uwagę zwłaszcza, że ani w roku 2015, ani w 2021 nie zaowocował awansem do II etapu, więc być może nie odbije się szerokim echem wśród polskiej publiczności. Mowa tutaj o reprezentantce Korei Południowej Joo-Yeon Ka. Jedynym utworem, który pianistka wykonała podczas obu swoich konkursowych występów była Ballada f-moll op. 52. Etiudy oraz nokturn zostały zmienione. Ballada jednak stworzyła przestrzeń do pokazania wyjątkowo intensywnego rozwoju i głębokiej autorefleksji tej artystki. Sześć lat temu jej wykonanie było zagonione, brawurowe, ale mało precyzyjne, utrzymane generalnie w bardzo szybkich tempach, choć charakteryzujące się dość niskim poczuciem kontroli. 7.10.2021 od razu uwagę zwróciło zupełnie zmienione i dojrzałe panowanie nad czasem, liryczność i poetyckość w interpretacji ballady, która brzmiała w jej wykonaniu niczym epos, piękne proporcje w planach brzmieniowych, doskonałe opanowanie warunków akustycznych sali i niezwykłe wyczucie możliwości dźwiękowych instrumentu (pianistka w obu edycjach konkursu wybrała instrument marki Yamaha). Inne rozumienie czasu udzieliło się także w Etiudzie a-moll op. 25 nr 4, którą Joo-Yeon Ka wykonała wolniej niż większość uczestników, jednak czuło się, że tempo wynika ze sposobu rozumienia treści emocjonalnej utworu i chęci uwypuklenia jego struktury harmonicznej, a nie z ograniczeń technicznych. Cały jej występ był okraszony dużą dozą precyzji pianistycznej, grała szczerze, choć z wyjątkową kontrolą nad dźwiękiem, nad swoim ciałem i psychiką. Można byłoby zarzucić jej niedostateczne pod względem agogicznym zbudowanie napięcia w Balladzie f-moll, chociaż i taka zrównoważona narracja może poruszyć serca publiczności, czego dowodem były oklaski, które rozległy się w sali Filharmonii Narodowej, zanim jeszcze pianistka oderwała dłonie od klawiatury i ucichł ostatni akord. Słuchacze bardzo entuzjastycznie komentowali też jej występ w czacie na żywo podczas transmisji. Miejmy nadzieję, że Joo-Yeon Ka podchodzi do konkursu ze zdrowym dystansem i jeszcze niejednokrotnie usłyszymy ją na scenie w muzyce Fryderyka Chopina.

Pozytywny kierunek, w którym chyba zaczęły podążać konkursy muzyczne ukazuje dopuszczenie do udziału w II etapie włoskiego pianisty Federico Gad Crema. Zaprezentował się on jako jedna z najjaskrawszych osobowości I etapu, chociaż przytrafiła mu się dosyć poważna i ewidentnie zauważalna wpadka pamięciowa podczas wykonywania Fantazji f-moll, z której jednak bardzo profesjonalnie wybrnął. Cieszy fakt, że jego szczery i indywidualny przekaz okazał się dla jurorów istotniejszy.
Pozwolę sobie na pewną dozę osobistej refleksji, która nasuwa mi się na myśl o konkursowych wpadkach. Trudno było nie zauważyć ogromnych problemów pamięciowych w Etiudzie a-moll op. 10 nr 2, które przytrafiły się reprezentantce Rosji, Anastasii Yasko. Pianistka miała trudność z opanowaniem sytuacji i kontynuowaniem prowadzenia utworu, zdarzyły się urwania, powroty, luki praktycznie co chwilę. Akurat słuchałam jej występu na żywo, bardzo podobał mi się w jej wykonaniu Nokturn fis-moll op. 48 nr 2 i, chociaż w Etiudzie F-dur miałam wrażenie, że nadchodzi jakiś spadek koncentracji, to w kolejnej etiudzie niedowierzałam temu, co właśnie się działo. Słuchałam ze ściśniętym gardłem, aż zaczęłam się pocić na myśl o tym, jaką mękę musi przeżywać ta pianistka na scenie, nie wiedząc, co ma dalej grać i jednocześnie zdając sobie sprawę, że obserwuje ją kilkadziesiąt tysięcy osób, a występ zostanie w Internecie. Po zakończeniu bardzo pechowej etiudy zamknęła oczy, wzięła głęboki oddech i na całkiem przyzwoitym poziomie zagrała Scherzo cis-moll. Trzeba przyznać, że tego kalibru pomyłki są rzadkością na konkursach tej rangi. Było mi bardzo przykro, kiedy pomyślałam, ile tak zwanego internetowego hejtu może na nią spłynąć. Iluż niespełnionych, sfrustrowanych lub po prostu złych ludzi mogłoby sobie ulżyć jej kosztem… Jedyną otuchę dawały komentarze pisane na czacie na żywo, które brzmiały jak zagrzewanie do walki, było dodawanie otuchy i trzymanie kciuków. Przyznam, że zaczęłam nawet modlić się podczas tego występu o siłę i przytomność umysłu dla tej artystki.
Od jej udziału w I etapie Konkursu Chopinowskiego bacznie śledzę aktywność odbiorców na Youtube. Pod filmem z jej występem konkursowym pojawiło się w ciągu kilku dni 160 komentarzy (większą ilość zauważyłam jedynie pod filmami z występami Sohgo Sawady i Aimi Kobayashi). Wszystkie z nich przeczytałam i są to w większości bardzo pozytywne, wspierające opinie. Negatywnych głosów jest dosłownie kilka i utrzymane są bardziej w tonie stwierdzenia faktu, daleko im do hejtu. Ludzie zaczęli szukać w Internecie filmów, na których Anastasia gra świetnie, między innymi wspomnianą etiudę, i publikować je na dowód jej kunsztu. Wiele osób docenia ją za to, jak wspaniale pozbierała się po nieudanej części występu. Jej osobisty kanał na Youtube także zyskał nowych fanów i pojawiły się bardzo podnoszące na duchu komentarze. Ilość dobrej energii, wsparcia i zrozumienia, które pianistka otrzymała po tym nieszczęśliwym zdarzeniu, nawet od obcych ludzi, pozwalają przypuszczać, że świat jest jednak lepszym miejscem niż myślałam.

Pierwszy tydzień zmagań konkursowych w Warszawie ukazał niesamowicie wysoki poziom pianistyczny uczestników. Bardzo cieszy fakt, że przygotowanie reprezentantów Polski było wyróżniające się. Dziewięciu z szesnastu Polaków w konkursie, czyli ponad połowa, znalazło się w II etapie. Należy jednak podkreślić, że występy pozostałych siedmiorga kandydatów, którzy zakończyli już swoją przygodę z konkursem, odznaczały się również bardzo wysokim poziomem i były generalnie udane, a niektóre wręcz wspaniałe. Wnioskując ze słów prof. Katarzyny Popowej-Zydroń, przytoczonych na początku, zdaniem jury przynajmniej 65 kandydatów nadawało się do II etapu, co stanowi około 75 % wszystkich uczestników. To naprawdę imponujący wynik. Zrozumiały jest fakt, że ze względów organizacyjnych nie można dopuścić do dalszego udziału aż tak dużej liczby pianistów, chociaż komisja i tak nagięła wstępna założenia i poszerzyła pierwotnie ustalony limit o pięć osób.
Poza tym odnoszę wrażenie, że konkursy pianistyczne zaczynają podążać w lepszym kierunku pod względem traktowania człowieka po ludzku. Chyba moda na pianistów-roboty powoli się kończy, wyraz artystyczny stawiany jest ponad drobne pomyłki i nieczystości. Już skończyły się czasy, w których do II etapu przechodzą głównie ci pianiści, którzy najlepiej wykonali etiudy i zahaczyli najmniej dźwięków, a potem w sonatach i polonezach nie mają nic do powiedzenia. Myślę, że wzrasta także świadomość społeczeństwa i zaczynamy rozumieć, że za każdym mniej lub bardziej udanym konkursowych występem stoi człowiek, który, bez względu na to, jak mu pójdzie, zasługuje na szacunek i empatię.

Zofia Dynak-Chwałko
0 komentarzy