O Grażynie Bacewicz i jej utworach fortepianowych, które Joanna Sochacka nagrała na płytę wydaną właśnie przez wytwórnię DUX, rozmawia z pianistką Jolanta Łada-Zielke*
Amerykańska recenzentka Lynn René Bayley chwali Joannę Sochacką przede wszystkim za to, że wybrała na płytę inny, ciekawszy program niż większość pianistów, którzy wykonują głównie romantyczne sonaty. Muzyka Grażyny Bacewicz nie jest łatwa w odbiorze, ale wsłuchując się w nią można za każdym razem odkryć coś nowego. Kompozytorka świetnie zna instrument, bo wykorzystuje jego klawiaturę w całej jej rozciągłości. Oprócz najwcześniejszej sonaty z roku 1930 roku, mamy na płycie premierowe nagranie Etiudy koncertowej z 1949 roku, pełnej szybkich przebiegów i bardzo gęstej harmonicznie. Dwie inne etiudy pochodzą z 1952 roku: pierwsza Moderato, jest utworem o nieuchwytnym temacie. Druga „Etiuda tercjowa”, pełna jest figlarnych tercyjek. Ten utwór ma trochę przekorny charakter, kompozytorka zaskakuje swoimi rozwiązaniami słuchacza przyzwyczajonego do muzyki romantycznej. Podobnie prowadzone jest Scherzo w I Sonacie. Pewną „niekonsekwencję” dostrzegam też w pierwszej części II Sonaty – Maestoso – która moim zdaniem brzmi bardziej energetycznie niż majestatycznie.
Płyta Joanny Sochackiej doczekała się już kilku pochlebnych recenzji, więc nie chcąc się powtarzać, wolałam porozmawiaćo niej z pianistką. Udało mi się złapać ją telefonicznie, przebywającą akurat we Włoszech, gdzie nagrywa kolejną płytę, tym razem z utworami Chopina.

Utwory na Pani na płycie umieszczone są w odwrotnej kolejności chronologicznej. Zaczyna Pani od II Sonaty z 1953 roku, a kończy na Sonacie z 1930 roku, którą Bacewicz napisała w wieku 21 lat i chyba jej nie ceniła, bo nie opatrzyła jej numerem opusowym.
Joanna Sochacka: Bacewicz była bardzo samokrytyczna. Widać to zwłaszcza w listach, jakie pisywała do swojego brata Witolda, i z którym przedyskutowywała różne problemy kompozytorskie. Wspominała w tej korespondencji, że większość swoich utworów po prostu wyrzuca, bo się jej nie podobają, a zachowuje tylko nieliczne. Część swoich utworów odkrywała po jakimś czasie. Tak było z jej I Sonatą Fortepianową, która w 1949 roku zdobyła nagrodę na Konkursie Kompozytorskim im. Chopina w Warszawie. Grażyna Bacewicz sama nawet ją wykonywała, ale mimo to postanowiła jej nie publikować i w ogóle wycofać ją z obiegu. Zaakceptowała tylko II Sonatę i zezwoliła na jej publikację. Moim zdaniem są to subiektywne odczucia kompozytora, bo jeżeli my, wykonawcy, mamy dostęp do tych dzieł i prezentujemy je publiczności, to ich odbiór może być zupełnie inny, pozytywny. Fryderyk Chopin też chciał spalić niektóre swoje opusy, w tym Nokturn cis-moll (opus pośmiertne), który dziś jest często i chętnie grany, a także słuchany. Ta „Zerowa Sonata”, bez opusu, zachwyciła mnie i nie wiem, dlaczego kompozytorka podjęła decyzję o nieopublikowaniu jej.
Na uwagę zasługuje fakt, że sama napisała Pani tekst broszury dołączonej do płyty.
Mam sporo materiałów piśmiennych dotyczących Grażyny Bacewicz, bo ukończyłam i złożyłam właśnie pracę doktorską, której tematem były jej sonaty fortepianowe. Nie pisałam o etiudach, tylko włączyłam je do programu na płytę, chcąc go urozmaicić. Poza tym nie było do tej pory żadnych opracowań traktujących o twórczości pianistycznej Bacewicz, znano ją głównie jako kompozytorkę utworów skrzypcowych. Wprawdzie mogłam poprosić o taki tekst panią Małgorzatę Gąsiorowską, autorkę biografii Grażyny Bacewicz, z którą wielokrotnie dyskutowałam i omawiałam wiele tematów związanych z moją pracą doktorską, ale doszłam do wniosku, że chciałabym napisać pare słów od siebie i przybliżyć słuchaczom co konkretnie było motywacją do powstania płyty. Napisałam więc wprowadzenie z pozycji wykonawcy, o tym co mnie w tej muzyce zafascynowało i zaciekawiło jako pianistkę.
Jakie walory czysto pianistyczne odkryła Pani w muzyce Grażyny Bacewicz?
Jej utwory fortepianowe, choć oprócz II Sonaty mało znane, napisane są pod względem pianistycznym bardzo przejrzyście, wszystko świetnie leży „pod palcami” i gra się to bardzo dobrze. Nie zawsze ma się taki komfort, wykonując utwory innych, bardziej znanych kompozytorów. Niektóre są trudne techniczne, o skomplikowanej fakturze i harmonii i trzeba poświęcić bardzo dużo czasu, chcąc je dobrze wyćwiczyć. Takie są na przykład w moim odczuciu niektóre dzieła Aleksandra Skriabina i Karola Szymanowskiego, czasami skomplikowane fakturalnie i niewygodne do grania. Skriabin sam wypowiadał się o swojej twórczości, że w wielu przypadkach nie jest możliwe wykonanie wszystkich nut w podanym przez niego tempie metronomicznym. W przypadku twórczości Bacewicz, nawet osoba o małych rękach może przy dużym komforcie wykonywać jej utwory.
W niektórych utworach Bacewicz słychać dużą rozpiętość skali, jak choćby w tajemniczym Andante sostenuto w I Sonacie z 1949 roku; mocne, basowe akordy i dopełniająca je melodia górnych rejestrów. Podobnie brzmienia znajdujemy w pierwszej części „Sonaty Zerowej” – Moderato e maestoso.
Bacewicz doskonale wykorzystuje możliwości, jakie daje fortepian, łącząc skrajne rejestry. Jednak to, że jej muzykę dobrze się wykonuje, nie znaczy, że jest łatwa i banalna. Ładne brzmienie jest tu efektem przejrzystej struktury utworów, które pod względem pianistycznym są bardzo dobrze napisane. Z kolei pojawia się szereg innych problemów interpretacyjnych, kontrolowania jakości poszczególnych dźwięków, barwy fortepianu, kontrastów, rozplanowania spadków napięcia i kulminacji. To wymaga nie tylko świetnej techniki, ale i wyobraźni.
Tempo ostatniej części I Sonaty- Finale – określone jest jako „molto allegro”, ale ja nazwałabym je refleksyjnym, zresztą przez cały czas się zmienia.
Mnie ta Sonata bardzo zafascynowała, szczególnie jej pierwsza część, o ciekawym brzmieniu i harmonii, wzbogacona o wiele niuansów, które można wydobyć. Tymczasem Sonata z 1930 roku jest dla mnie porównywalna z niektórymi ostatnimi sonatami Skriabina, też częściowo niezrozumianymi i stosunkowo rzadko granymi, ale jednak będącymi arcydziełami i muzycznymi fenomenami.
Czy da się umieścić Bacewicz w obrębie jakiegoś stylu, charakterystycznego dla muzyki XX wieku?
Moim zdaniem ona posługiwała się bardzo indywidualnym językiem muzycznym, dlatego jej styl ciężko jest jednoznacznie przyporządkować. Pisząc doktorat nie odważyłam się porównywać jej z innymi kompozytorami. Wydaje mi się, że widać u niej wpływy Szymanowskiego, a później w latach 50tych bardzo mocno rozwinął się u niej sonoryzm. Czerpała inspiracje z różnych kierunków, ale żaden nie stał się dla niej najbardziej charakterystyczny. Z Szymanowskim łączy ją m. in. wykorzystywanie podobnych polskich motywów ludowych, szczególnie tych ,,podhalańskich”.

Na przykład w Toccacie z Sonaty II…
Właśnie. Natomiast ze Skriabinem łączy ją pewna ulotność, eteryczność, a z drugiej strony szeroka, gęsta faktura. Ale uważam, że była to dla niej tylko inspiracja. Bacewicz to silna osobowość, która realizowała własne twórcze pomysły. Zarzucano jej, że jest staroświecka, że inni dawno już ją wyprzedzili, wchodząc głębiej w sonoryzm i doskonaląc się w nowoczesnych technikach kompozytorskich. A ona ciągle rozwijała własny język muzyczny. Sądzę, że właśnie dlatego pozostał unikalny.
Czy bitonalność, o której mówi się w odniesieniu do twórczosci Bacewicz, to jej cecha wyróżniająca, czy obowiązujący wówczas trend?
Raczej trend, bo nie wydaje mi się, żeby w jej muzyce istniało coś, czego nie wykorzystali inni twórcy. Same jej melodie mają bardzo specyficzny charakter, pełne są oryginalnych współbrzmień. Ale nie ma u niej nic takiego, co nie pojawiło się wcześniej. Ona wyciągała zewsząd to, co jej odpowiadało i tworzyła własną, wyjątkową „mieszankę”.
Kiedy w latach dziewięćdziesiątych uczyłam się o Bacewicz, zaliczano ją do kanonu muzyki współczesnej. Obecnie sytuuje się już w obrębie muzyki XX wieku.
Można pokusić się o stwierdzenie, że twórczość Grażyny Bacewicz należy do klasyki XX wieku. Jest to o tyle właściwe, że ona była bardzo mocno zakorzeniona w klasycyzmie. Klasyczna forma odgrywa u niej ogromną rolę, a każde dzieło ma logiczną i przejrzystą strukturę. Nie eksperymentowała za bardzo, więc nie można stawiać jej utworów w jednym rzędzie z tymi, które pisze się obecnie. Jak większość kobiet zajmujących się dziedziną uznawaną za „męską” , doświadczyła niechęci i niepoważnego traktowania przez kolegów z racji swojej płci. Jeden z krytyków, oceniając jej „Concerto na orkiestrę smyczkową” napisał, że musiał to skomponować mężczyzna pod kobiecym pseudonimem. Mimo przeciwności Bacewicz zdołała wywalczyć sobie mocną pozycję w środowisku muzycznym i piastowała tak wysokie stanowiska jak Koncertmistrzyni Radiowej Orkiestry Symfonicznej (w latach 1936-1938) oraz wiceprezes Związku Kompozytorów Polskich (w latach 1955–57 i 1960–69).

Wracając do tekstu, jakim opatrzyła Pani płytę; dotknęła w nim Pani ważnego problemu, mianowicie, że o Grażynie Bacewicz więcej się pisze, niż grywa się jej utwory. Co zrobić, żeby zmienić te proporcje?
Wydaje mi się, że jej muzyka ma siłę przebicia, tylko trzeba jej trochę pomóc. Wszyscy, którzy zetknęli się z utworami Bacewicz, byli nimi zafascynowani. Podczas studiów w Szwajcarii wykonywałam kiedyś jedną z jej sonat skrzypcowych, którą zresztą bardzo lubię. Tylko jeden z tamtejszych profesorów słyszał o Bacewicz, ale nigdy jej nie grywał. Wszyscy byli zachwyceni, jaka to świetna sonata, która w niczym nie odbiega od innych tego typu dzieł uznanych za kanon. Wykonywałam tę sonatę również podczas koncertów i wywoływała podobne reakcje. Obserwuję to też odnośnie innych jej utworów. Kiedy pierwszy zaprezentowałam II Sonatę na konkursie pianistycznym, to zaraz potem ktoś z publiczności pochwalił ten utwór i zapytał, gdzie można zdobyć nuty.
Moja płyta jest próbą rozpropagowania jej muzyki. To trochę ryzykowne przedsięwzięcie, bo nie jest to muzyka łatwa w odbiorze, jak na przykład Chopina, którego teraz nagrywam i którego wielu ludzi chętnie słucha. Stąd taki a nie inny układ utworów na płycie; zaczęłam od II Sonaty, która jest znana, bo obawiałam się, że jeśli dam na początek pierwszą, to ona może do słuchaczy nie trafić. A jeżeli druga im się spodoba, to będą chcieli słuchać dalej. Dlatego jestem bardzo szczęśliwa, że ta płyta zdołała jeśli nie zachwycić, to przynajmniej zainteresować odbiorców. Odzew jest spory, odzywają się ludzie ze wszystkich stron świata i wiele osób zachwyconych Bacewicz, i słuchających płyty z przyjemnością, mimo że nie jest to Mozart, czy Beethoven. To dla mnie ważne, bo potwierdza moje przekonanie, że ta muzyka jest w pewien sposób wyjątkowa i że warto promować Grażynę Bacewicz poprzez wykonywanie jej dzieł.
Dziekuję za rozmowę.
* Wywiad ukazał się w języku niemieckim na Blogu „Klassik Begeistert” w rubryce „Frauenklang”, poświęconej kobietom w muzyce, w ujęciu zarówno historycznym jak i współczesnym:
Jolanta Łada-Zielke, urodzona w Krakowie dziennikarka, autorka tekstów piosenek i wokalistka. Ukończyła polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, dziennikarstwo w Papieskiej Akademii Teologicznej (obecnie Uniwersytet im. Jana Pawła II), oraz Wydział Wokalny Państwowej Szkoły Muzycznej II Stopnia im. Władysława Żeleńskiego w Krakowie. Przez dziesięć lat była związana z rozgłośnią krakowskiego Radia Akademickiego, współpracowała też z internetowym Radiem ART i z RMF Classic, a w Niemczech z rozgłośnią studencką „Mephisto” w Lipsku, oraz z Klassik Radio. Jako autorka tekstów piosenek była angażowana w latach 2001-2008 do krakowskich widowisk satyryczno-kabaretowych „Reality Shopka Show” i „Spotkania z Balladą”, a także współtworzyła scenariusze dla „Kabaretu pod Wyrwigoszem”. W 2007 r. została odznaczona Medalem 25-lecia Papieskiej Akademii Teologicznej za działalność dziennikarską.
Publikowała w czasopismach „Gość Niedzielny”, „Muzyka w Mieście”, „Muzyka 21”, „Polonik Monachijski” i „Midrasz”. Obecnie współpracuje z „Didaskaliami”, „Ruchem Muzycznym”,dwumiesięcznikiem polonijnym „Moje Miasto” , magazynem „Polonia” i polskim portalem „Culture Avenue” w USA. Od 2009 roku mieszka w Niemczech, obecnie w Hamburgu. Regularnie publikuje na niemieckojęzycznym blogu poświęconym muzyce klasycznej „Klassik Begeistert”. Jej ulubiony temat to Ryszard Wagner, jego życie i twórczość, nie tylko muzyczna. Jolanta śpiewa w koncertowym Chórze Carla Philippa Emanuela Bacha, występuje też jako solistka. Jej repertuar obejmuje głównie pieśni romantyczne oraz przeboje z lat dwudziestych i trzydziestych XX wieku.

0 komentarzy