Nakładem wydawnictwa Anagram Records ukazała się płyta z Pieśniami Mieczysława Karłowicza w transkrypcji na kontrabas i fortepian. Zjawisko transkrypcji nie jest niczym niezwykłym – zawsze obecne, w ostatnich czasach stało się znacznie częstsze z uwagi m. in. na „awans” instrumentów niegdyś głównie orkiestrowych na zaszczytne miejsce przez lata zarezerwowane dla nielicznych „solowych” – ta zmiana statusu wygenerowała zapotrzebowanie na repertuar, który jest ochoczo uzupełniany transkrypcjami. Ale czy koniecznie pieśni w wersji na kontrabas? To pytanie przyszło mi do głowy kiedy sięgałam po tę płytę, pomimo tego, że uwielbiam brzmienie kontrabasu w sonatach wiolonczelowych Beethovena i Brahmsa. Wątpliwości jednak szybko zostały rozwiane: płyta Mieczysław Karłowicz. Pieśni nie jest wypełniona przez zwykłe transkrypcje – to wspaniały projekt artystyczny, tworzący zupełnie nową jakość w muzyce. Kontrabasista Paweł Jabłczyński – pomysłodawca tego projektu, na nowo odczytał twórczość Karłowicza niwelując w pewnym sensie ścisły związek dźwięku ze słowem, narzucając muzyce tryb quasi alegoryczny w odniesieniu do mimo wszystko  obecnego – w innej niż jego pierwotna postać w pieśniach – tekstu poetyckiego. Kontrabas nie stara się imitować głosu ludzkiego – po prostu jest kontrabasem, z barytonowym, nieco „przydymionym” brzmieniem. Jabłczyński mówi, że pieśni Karłowicza to najpiękniejsza muzyka na świecie. Czy jest to obiektywna prawda – to już zupełnie inna kwestia, prawdą natomiast jest, że w świecie Jabłczyńskiego ta muzyka JESTnajpiękniejsza. Słychać to w każdym z pietyzmem zagranym dźwięku, we frazach na wskroś intymnych. Kontrabas Jabłczyńskiego nie udowadnia całemu światu że wszystko możezastąpić, on tworzy nowy muzyczny świat z zupełnie innymi, transcendentnymi wręcz punktami odniesienia. Brawa dla pianistki Justyny Skoczek – w jej współwykonaniu pieśni Karłowicza to prawdziwe poematy fortepianowe urzekające wieloplanowością i wysmakowanym brzmieniem. Jabłczyński nie zapomniał o słowie – zaprosił do współpracy Bartosza Porczyka, aktora Teatru Polskiego we Wrocławiu – w efekcie każda z miniatur instrumentalnych jest poprzedzona recytacją przynależnego do niej tekstu. A recytacja ta to prawdziwy majstersztyk, nadający wielokrotnie „przepracowanym” słowom zupełnie inny wymiar (obłędne „Mów do mnie jeszcze”). I jeszcze na koniec płyty – Na Anioł Pański: melodeklamacja do słów Kazimierza Przerwy – Tetmajera, niezwykle rzadko wykonywana, prawdziwy rarytas dla orędowników rodzimej twórczości.

Kategorie: Recenzje

0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *